Spotkamy się znowu

Pragnę dziś wspomnieć o pewnym człowieku,
Co na świat przyszedł w dziewiętnastym wieku.
Gdy polskiego kraju na mapie nie było,
A o wolności narodu każdemu się śniło.

Dzieciństwo swoje i lata młodości,
W zacisznym domu, zawsze pełnym gości
Spędzać ci przyszło wśród lip i kasztanów,
Z głową nabitą- pełną wielkich planów.

A kiedy Ojczyzna wolność odzyskała,
Wkrótce do swej służby i ciebie wezwała.
Służyć jej pragnąłeś całym sercem swoim
Lecz bagnet i karabin nie był losem twoim.

Ty miałeś swoje plany życiowe i skryte marzenia,
Pragnąłeś w życiu coś znaczyć; nie być smugą cienia.
Ród Żebrowskich chciałeś zawsze sławić,
I ciesząc się światem cudownym, chciałeś duszę zbawić.

A kiedy w Przasnyszu cel swój zrozumiałeś,
Zaraz do franciszkanów furty zapukałeś.
I pożegnawszy najbliższych w Grodnie zawitałeś,
Gdzie Ojca Kolbego za mistrza dostałeś.

Początki łatwe nie były, z sobą się zmagałeś,
I o powrocie do domu dość często myślałeś.
Lecz Kolbe poznał się na tobie, darzył zaufaniem.
Wkrótce przy twej pomocy, w szczerym polu,
pod Warszawą Gród Niepokalanej stanie.

Potem wnet na misjonarza ciebie namaszczono,
Byś na japońskiej ziemi wzniósł Mugenzai no Sono.
Wkrótce byłeś już tam, gdzie kwitnie sakura,
By w Nagasaki modlić się w kościółku Oura.

Skalista górzysta ziemia Japonii przychylna ci była,
I w czas wybuchu bomby atomowej, przed śmiercią uchroniła.
Może to dlatego, że tutaj Franciszek Ksawery przed wiekami
Czcił Boga z pierwszymi japońskimi chrześcijanami.

Ty nie zważając na upał, nie bacząc na słoty,
Ufny Niepokalanej, żwawo wziąłeś się do bożej roboty.
Byłeś zawsze zajęty, ty Pornandojin-ie,
By religię miłości tubylcom nieść w czynie.

Tyś jak ten z Nazaretu, serce swe otwierał,
Przemierzając kraj cały, biednych ludzi wspierał.
Tyś jak polski Janosik, bronił pokrzywdzonych,
Wstawiałeś się za nimi i walczyłeś o nich.

Zaglądałeś pod mosty i w uliczne nory,
Szukałeś załamanych, patrzyłeś kto chory.
Tyś uczył ludzi kochać i wspierać w niedoli,
Mówiłeś, że nędza, głód… wszystkich jednakowo boli.

Tyś fascynował dzieci, młodzież; nawet polityków,
W każdej grupie społecznej miałeś sympatyków.
Przez szczere twe czyny sam Chrystus przemawiał,
I w Kraju Wiśni Kwitnącej rzesze ludzi zbawiał.

Tyś jak święty z Asyżu szedł do wszystkich z Pokojem,
Tyś jak Anioł z Kalkuty martwił się każdego znojem.
Tyś nie dbał o swoje zdrowie, ani przywileje,
Tyś wlewał w serca ludzi prawdziwą nadzieję.

Tyś przyjacielem był każdego; nawet i cesarza,
Tyś również dłoń ściskał wojennego zbrodniarza.
Tyś w odwiedziny szedł do mnicha buddyjskiego,
Tyś w każdym człowieku widział swojego bliźniego

Za to cię cała Japonia bezgranicznie kochała,
I pod świętą górą Fuji pomnik ci zbudowała.
Dała ci odznaczenia najwyższe; bohaterem ogłosiła,
Zatrzymała twe ciało, aby pamięć o tobie zawsze żywa była.

I choć w ziemi walecznych samurajów spoczęły twe kości,
Także i nad Polską żarzy się łuna twej świętości.
Zawsze byłeś jej synem wiernym, dobrym ”ambasadorem”,
W twym pomniku, na ojczystej ziemi, będziesz i dla nas wzorem.

W sercach swoich rodaków, a zwłaszcza w rodzinie,
Pamięć o tym kim byłeś, coś robił, nigdy nie zaginie.
Nie zaginą w pamięci rodzinne spotkania,
Ni ciepło uśmiechu twego, ni twa piękna wiara,
Do zobaczenia kiedyś w niebie; a więc Sayonara !

Jerzy Żebrowski
Maj, 2005, Montreal