Moje wspomnienia o Stryjku Zenonie Żebrowskim
Jestem najstarszą żyjącą córką Stanisława Żebrowskiego. Kiedy byłam jeszcze dzieckiem, często słyszałam o Stryjku Br. Zenonie, czyli bracie mojego Taty. Słuchałam ze zdumieniem i niedowierzaniem o tym, co robił, gdzie był(tak daleko od rodzinnych stron), a jednocześnie czułam jakby był obecny w naszym domu, z nami. Kiedy przychodzili znajomi, sąsiedzi, koledzy Stryjka i Taty oraz przy rodzinnych spotkaniach, mówiono nasz Zenek. Bywało, że Tatuś rano mówił radosny:dziś Zenek był u nas w domu-miał taki sen, a to przeważnie znaczyło, że wkrótce będzie jakaś wiadomość od stryjka z Japoni. Mój Tato był wtedy w radzie parafialnej w Czarni, to jak ktoś przyjeżdżał do proboszcza z kurii albo z zagranicy to wołano Tatę albo przyjeżdżali do naszego domu, aby przekazać wiadomość o bracie Zenonie i jego pracy.
Kiedy przychodziły listy z Japonii, Tatuś często płakał, ale to były łzy radości, że są wreszcie wiadomości od jego brata. Mówił wtedy do nas: pomódlmy się, aby dobry Bóg i Matka Niepokalana miała nas w swojej opiece, a Mama zapalała świece obok figurki Matki Boskiej i zdjęcia Brata Zenona. Często przychodził do nas stryj Konstanty z rodziną i modliliśmy się razem. Były to bardzo uroczyste chwile, chwile zadumy, wspomnienia o Stryjku i całej rodzinie. Ja jako dziecko nie potrafiłam zrozumieć tej pięknej atmosfery, a było to jakby święto w domu. Pytałam :Mamo dlaczego jak dostajemy listy od innych, to się nie modlimy i nie ma takiej radości?. A Mama wtedy mówiła, że Stryjek jest Rycerzem Niepokalanej, to ja znowu pytałam kiedy znów będzie następny list i tak cudowna atmosfera . Bardzo tęskniłam za Stryjkiem.
Jak już chodziłam do szkoły i nauczyłam się czytać i pisać, to Tatuś powiedział:potrafisz już pisać, więc będziesz odpisywała na listy od Stryjka w moim imieniu. Była to dla mnie wielka radość i byłam dumna ,że mam tak wspaniałego Stryjka. W szkole nikt nie miał tak daleko rodziny i trochę mi wszyscy zazdrościli, kiedy do mnie przychodziły listy z Japonii, a kierownik szkoły często prosił mnie o japońskie znaczki, bywał też u nas w domu, aby się dowiedzieć, co słychać u sławnego już wtedy Stryjka. Brat Zenon też był bardzo ciekaw co w Polsce się dzieje, co słychać u rodziny, sąsiadów, kolegów i znajomych-pamiętał o wszystkich i jakby żył naszymi problemami. Mnie to trochę dziwiło, że już tak długo go z nami nie ma, a o wszystkich pamięta.
Myślę ,że te pierwsze listy pisane przeze mnie do niego były trochę śmieszne, bo Tata i Mama dyktowali mi, co mam pisać, a były to odpowiedzi na pytania Stryjka. Po pozdrowieniach od rodziny i znajomych, ja mogłam napisać coś od siebie. Opisywałam mu nasze życie, problemy, z którymi borykamy się na co dzień, czasem wymyślałam różne rymowanki, co bardzo Stryjkowi się podobało. Teraz bardzo często wspominam tamte czasy. Skąd ja wtedy mogłam wiedzieć, że Japonia to Kraj Kwitnącej Wiśni. Zapamiętałam jedną rymowankę, którą napisałam dla Stryjka: pozdrawiam ciebie Stryjku w Kraju Kwitnącej Wiśni, moje serce zawsze o Tobie myśli, a Stryjek odpisywał: a ja ciebie pozdrawiam Marylko z Kraju Wschodzącego Słońca, moja miłość do Boga i ludzi nigdy nie będzie miała końca. Byłam wtedy w III klasie, ale do dziś pamiętam tę rymowankę. Lata mijały. Stryjek bardzo tęsknił za Polską, za rodziną , ale też pisał, że jest szczęśliwy, że w Japonii też ma wielką rodzinę i Matkę Niepokalaną. Martwił się , że u nas w kraju tyle zła i przemocy. Stryjek znał moje radości i smutki, był powiernikiem moich sekretów. Często dawał mi wskazówki jak pokonywać problemy.
Kiedy dorosłam i wyszłam za mąż, Stryjek cieszył się moim szczęściem. Zawsze pisał: Maryniu zaufaj Niepokalanej, a wszystkie problemy dnia codziennego będziesz mogła pokonać.
Kiedy Stryjek zaczął chorować, napisał: Kochani- Stasiu-mój braciszku z rodziną. Już na tym świecie chyba się nie spotkamy i bardzo serdecznie wszystkich pozdrawiał. Tata jak to przeczytał, to bardzo się rozpłakał. Nigdy nie widziałam taty tak smutnego, a on wspominał różne zdarzenia ze wspólnego życia. Po otrzymaniu tego listu, wieczorem całą naszą rodzinę ogarnął jakiś smutek, nostalgia, a był to ostatni list od Stryjka za życia mojego kochanego Taty. Było w styczniu 1967, a Tata zmarł miesiąc później, 16 lutego.
Matka Niepokalana przywróciła Stryjkowi zdrowie, a on przysłał list na początku 1971 roku , że spotkamy się w Polsce latem. Wyczekiwany Stryjaszek przyjechał , kiedy ja mieszkałam już na Mazurach- w Trelkówku. Były to radosne chwile, kiedy Stryjek przyjechał do rodzinnego domu do Mamy. Kto tylko mógł, przybył na spotkanie z kuzynem z dalekiej Japonii : rodzina, znajomi, jego koledzy, z którymi nie widział się tyle lat. Były opowiadania, łzy szczęścia i radość ze spotkania. Kiedy rozmawiał ze mną i moim mężem Czesławem, obiecał, że nas odwiedzi na Mazurach. Stryjek miał bardzo mało czasu , bo wszyscy chcieli, by ich odwiedzał, a on rozplanował sobie czas prawie co do godziny.
Brat Zenon miał zaproszenie na sympozjum do Pieniężna i w drodze powrotnej do Niepokalanowa odwiedził mnie w Trelkówku. Czekaliśmy z utęsknieniem. Zjechało się całe moje rodzeństwo i mnóstwo rodziny m.in. jego siostra Helenka i jej syn Stanisław Kaczmarczyk. Czasu było mało, a każdy chciał jak najwięcej chwil spędzić ze Stryjkiem. Mnie znał najlepiej, bo ja do niego dużo listów pisałam. Pytał o gospodarstwo , o dzieci ,i wszystko go interesowało. Wieczorem powiedział, że rano pójdziemy na pola, a do br. Eligiusza Zaremby, który z nim jeździł ,żeby tego dopilnował.
Wiadomość o tym, że przyjechał Brat Zenon obiegła lotem błyskawicy naszą parafię i przyjechało jeszcze 4 wikariuszy, księża z parafii szczycieńskiej. Wraz z ks. kanonikiem Kazimierzem Batowskim Stryjek był w wojsku i od czasu rozstania się, gdzieś na szlaku wojennym, spotkali się po raz pierwszy po tylu latach. Opowiadaniom, pytaniom nie było końca, a były to opowiadania wojenne, o powołaniu oraz z życia misyjnego w Japonii. Było dużo radości, śmiechu. Br. Eligiusz mówił, że tak radosnego, żywotnego i tryskającego humorem nie widział Brata Zenona od lat 50. Mnie odwołał na stronę od całego grona i powiedział: Maryniu, teraz wiem dlaczego Brat Zenon chciał tak bardzo spotkać się z wami na pięknych Mazurach, no i poopowiadał jeszcze o pracy w Japonii, o tym jak jechali do Polski przez ZSRR Stryjek był w habicie , a br. Eligiusz po cywilnemu, to służby krajowe i graniczne Stryjka traktowały bardzo życzliwie i z szacunkiem, a Eligiusza traktowali jak zwykłego podróżnego. No i tak prawie do świtu trwały prawdziwe, nocne Polaków rozmowy i nikt nie był zmęczony, kiedy Stryjek zasnął. Bardzo wcześnie wstał br.Eligiusz, pamiętając o dopilnowaniu obejrzenia pola, jeziora. Wziął moją córkę Marylkę i psa i poszli na spacer. Do jeziora jest jakieś 600 m, a po drodze przechodziło się wśród falujących zbóż, a był to początek sierpnia-dojrzewająca pszenica ,piękne słońce i te falujące łany. To był piękny widok. Po powrocie ze spaceru br. Eligiusz obudził Brata Zenona i mówi: prosiłeś, żebym dopilnował tego pola, to i ty musisz iść obejrzeć, no i coś tam do br. Zenona na ucho powiedział, a Stryjek woła mojego męża : Czesiu i Maryniu idziemy na spacer. Ja w tym czasie robiłam śniadanie(a było dla kogo ok. 30 osób).i nie bardzo miałam czas, ale nie mogłam odmówić, 27 lat czekałam na to spotkanie. Siostra Weronika z mężem przygotowywali śniadanko, a my poszliśmy. Ileż to było radości, śmiechu, pytań o rolnictwo, o rodzinkę. My pytaliśmy Stryjka o to, jak jest w Japonii, o ludzi , o pracę misyjną, jak przeżył wojnę w Japonii i wybuch bomby atomowej. Chwilami były to opowieści mrożące krew w żyłach- opowiadania naocznych świadków tej tragedii- br. Zenona i br. Eligiusza. Były to moje najszczęśliwsze chwile ze Stryjkiem, w przepięknej scenerii dojrzewających zbóż, błękitnych wód jeziora, błękitnego nieba, śpiewu ptaków, no i mojej kochanej rodzinki. Nawet cioci Helenki nie zaprosił na spacer, tylko powiedział do niej żartobliwie: Helenka pilnuj kuchni i śniadanka .Tak Stryjek, ja i mój mąż oraz br. Eligiusz mogliśmy być razem.
Stryjek bardzo cieszył się widokiem mazurskiej przyrody, śpiewem ptaków, żartował ,że te i japońskie ptaki śpiewają jednakowo, a potrafił Stryjek rozpoznać śpiew różnych ptaków, i mówił : co zapamiętałem będąc dzieckiem, to jest ze mną gdziekolwiek jestem. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Stryjek podziwiał konie na pastwisku i mówił, że będzie jazda, ale ja nie brałam tego na poważnie; myślałam, że żartuje, ale za kilka godzin stało się to rzeczywistością. Po śniadanku Stryjek powiedział :ależ to rodzinka – więcej nas niż w refektarzu. Pytaniom i odpowiedziom nie było końca. Było także dużo śmiechu, a Zenon często odpowiadał rymami.
Ja planowałam obiad i było mi smutno, że nie mogłam jechać do Szczytna z moim kuzynem. Stryjek powiedział o której musi być w mieście, to my zamówiliśmy samochód, aby Stryjek mógł być z nami choć chwilę dłużej. Samochód przyjechał dużo wcześniej, bo znajomy kierowca też chciał porozmawiać z gościem z dalekiej Japonii. W pewnej chwili Stryjek woła: Czesiu, gdzie te konie? Na pastwisku, odpowiada mąż. A Stryjek na to : ja do Szczytna chcę pojechać końmi- samochody to ja tam mam na co dzień . Czesiek poszedł szybko na pastwisko po konie, a ja z Mamusią przygotowałyśmy ławki na wozie, bo czasu na dojechanie końmi do miasta było mało. Na pożegnanie również było mało czasu, także kiedy odjechali, dopiero wtedy ogarnął nas smutek i łzy stanęły nam w oczach na myśł, że już się może nie spotkamy.
Po powrocie ze Szczytna Mamusia i mój mąż opowiadali jaką mieli frajdę z tej podróży. Stryjek sam chciał powozić końmi , a konie były szybkie, to Brat Zenon stał przez całą drogę a jego trzymali, żeby nie spadł z wozu, br. Eligiusz i mój mąż. Stryjek poprosił, żeby wszyscy śpiewali kiedy galopem wjeżdżali do Szczytna. Stryjek mówił, że powoził młodych do ślubu.
Niesamowity był to widok: galopujące konie, stojący woźnica w czarnym habicie i przewiązany białym sznurem, rozwiana biała broda i śpiew pieśni religijnych. Taki widok Szczytno miało tylko jeden raz. Ludzie, którzy to widzieli, nie mogli zrozumieć co się dzieje, żeby tak szybko przez miasto jechać i to jeszcze kto? – zakonnicy franciszkańscy. Ale dojechali na czas na spotkanie na dworcu kolejowym, na którym czekali księża z kurii i biskup Obłąk. Po przywitaniu się z księżmi, a po pożegnaniu się z rodzinką Stryjek miał jeszcze sporo czasu do odjazdu. Zaczął padać deszcz, by się więc przed nim schować, towarzystwo z grona przyjaciół Brata Zenona weszło na dworzec, ale Stryjek poprosił ks. Roberta-chodź pokażeż mi swoją młodzież(a dworzec autobusowy jest w Szczytnie tuż obok dworca kolejowego). Młodzież spoza Szczytna wracała ze szkół do domów autobusami, więc na dworcu było ich mnóstwo. I młodzież jak to młodzież – zachowywała się hałaśliwie. Ks. Robert mówi: chodźmy, bo zmokniemy, idzie burza, ale Brat Zenon i br. Eligiusz idą do młodzieży. Zenon mówi: jaka piękna młodzież w Polsce, a tak źle się zachowuje. Większość młodzieży może po raz pierwszy widziała franciszkanów w habitach( był to rok 1971 i nie był to wtedy częsty widok). Opowieści z Japonii bardzo zainteresowały młodych ludzi, tak że wielu z nich zostało na późniejsze autobusy do swoich domów. Żargon młodzieży zmienił się tak jak ich zachowanie. Zaczęli pytać z zaciekawieniem, słuchali opowiadań. Brat Zenon rozdał parę medalików, św.obrazków i był już otoczony sporą grupka młodzieży, a ks. Robert martwił się co z tego może wyniknąć. Aby odciągnąć Stryjka od młodzieży, poprosił go, żeby zeszli z deszczu, bo przecież jedzie jeszcze w daleką drogę. Wtedy br. Zenon uśmiechnął się i powiedział : radość tych młodych ludzi ogrzewa mnie jak słońce. Jakiś wiaterek powiał, przepędził chmurę gradową, błysnęło słońce i zrobiło się radośnie, ale trzeba już było się żegnać ze Szczytnem. ( Ks. Robert opowiadał, że to chyba cud, że ta młodzież tak szybko zmieniła zachowanie, a on znał młodzież, bo na co dzień pracował w szkołach. Ks. Robert opowiadał nam o tym zdarzeniu na kolędzie i zawsze wspominał to zdarzenie.) Kiedy wyjechali za Szczytna deszcz ciągle padał.
Stryjek wraz z delegacją z Niepokalanowa udał się do Watykanu na uroczystość beatyfikacji O. Maksymiliana Kolbego. Na beatyfikacji O. Kolbego w Rzymie był również ks. kanonik Kazimierz Batowski. Po uroczystościach odbyło się w ogrodach watykańskich spotkanie Polonii, tam też Stryjaszek spotkał naszego ks. kanonika Batowskiego. Stryjek pamiętał, że jestem z parafii Szczytno i przekazał na ręce ks. kanonika prezent dla mnie- wspaniały różaniec, który sam dostał od Ojca Świętego i krótki liścik: Maryniu! Cieszę się, że mogłem was odwiedzić, poznać ciebie z mężem i dziećmi oraz plon waszej pracy. Te piękne łany pszenicy, konie, śpiew ptaków, szum pięknych mazurskich lasów zabieram ze sobą do Japonii, a ten różaniec niech będzie dla ciebie łącznikiem z Niepokalaną. Wasz Zeno Żebrowski, Rzym, 1971.
Ucieszyłam się bardzo z tego prezentu – mam ten skarb do dziś.
Dla mnie Brat Zenon jest obecny w moim codziennym życiu, pomaga przetrwać w trudnych chwilach. Po powrocie do Japonii przesłał piękny album, specjalnie dla mnie opracowany z własnoręcznymi podpisami. Będąc w Polsce poznał tak dużą rodzinę, że trudno mu było wszystkich spamiętać. Maryniu, opisz te zdjęcia – napisał o zdjęciach z Polski. Osobiście jeszcze kilka listów z Japonii napisał. Jak już był bardzo chory, to w jego imieniu pisał br. Eligiusz Zaremba, często wspominając gościnność w Polsce i na Mazurach.
Wielki smutek ogarną całą naszą rodzinę na wiadomość o śmierci naszego kochanego Stryjka Zenona, 24 04 1982. Tę wiadomość usłyszałam o godz. 4 rano z radia watykańskiego – 52 lata pracy w Japonii. Analizując i wspominając spotkanie ze Stryjkiem oraz jego punktualność, myślę ,że to Bóg planował jego pielgrzymowanie. A oto fakty: otóż 24.04. 1930 stanął na japońskiej ziemi i 24.04.1982 został odwołany po nagrodę do Pana- tak ja myślę. Bo jak inaczej wytłumaczyć ten fakt ?
Teraz wiem, że przez te wszystkie lata wyprasza nam łaski u Matki Niepokalanej. W roku 2000 w parafii w Czarni były fundowane dzwony milenijne. Z wdzięczności za dobroć Stryjka , poprosiłam o. Gwardiana z Niepokalanowa oraz ks. kanonika Wacława Nowackiego o nadanie jednemu z dzwonów imienia Zenona Żebrowskiego. I tak mój pomysł został zrealizowany. Jest to dzwon, który codziennie wzywa do modlitwy w jego rodzinnej parafii Czarnia, bo jak głosił Stryjek: Jego miłość do ludzi nie zna granic i nie może mieć końca.
Dziękuję Matce Niepokalanej, że mogłam poznać mojego kochanego Stryjka Zenona.
24 kwietnia 2005 r., w 23. rocznicę śmierci Brata Zenona, do kościoła w Czarni przybyła franciszkańska delegacja z Niepokalanowa( O. Gwardian Stanisław Piętka, O.Roman Soczewka, O. Józef, br. Mieczysław Wojtak, br. Franciszek), aby Bogu dziękować za wielkiego misjonarza Japonii, za współbrata Zenona Żebrowskiego. W tym to dniu O. Gwardian z Niepokalanowa podczas uroczystej Mszy świętej, w obecności krewnych Zenona, licznie zebranej parafialnej wspólnoty i przybyłych gości dokonał aktu poświęcenia nowego obraziu Brata Zenona Żebrowskiego. Obraz ten jest dziełem armeńskiego malarza Andrzeja Harutyuniana, zamieszkałego w Polsce.
Maria Młynarska, z domu Żebrowska