Stryjek z Japonii powodem zazdrości moich kolegów
Stryjka z Japonii znałem tylko z fotografii, z opowiadań rodziców i cioci Helenki oraz z listów, które przychodziły na święta. Bardzo dużo o Stryjku Zenonie opowiadała jego siostra, a moja ciocia Helenka. Ona była bardzo dumna ze swojego brata, a nas zawsze zachęcała do modlitwy w intencji Zenona i biednych japońskich dzieci oraz sierot, którymi zajmował się Stryjek. Gdy Stryjek napisał, że przyjedzie do Polski bardzo się z tego cieszyłem. Podobnie radowali się wszyscy domownicy. Zacząłem odliczać dni do przyjazdu japońskiego gościa. Ja zawsze byłem dumny, że mam takiego Stryjka. Pamiętam jak koledzy mi zazdrościli zbiżającego się spotkania z japońskim gościem.
Przyjazd stryjka z Japonii miał wyjątkowe znaczenie w moim osobistym życiu, gdyż bardzo mi pomógł wyzwolić się z załamania po śmierci taty. Pamiętam dokładnie dzień przyjazdu Stryjka. Było to latem, w okresie żniw, pięknego, słonecznego dnia, póznym popołudniem. Pracowałem wraz z innymi przy omłotach zboża u naszych kuzynów Nowickich. W pewnym momencie przybiegła moja starsza siostra Weronka z wiadomością, że dotarli już Japończycy. Natychmiast wszyscy przerwali pracę. Ja czym prędzej pobiegłem do swojego domu, by powitać dawno oczekiwanego gościa. Za mną podążyli wszyscy inni pracujący przy omłotach. Na naszym podwórku zobaczyłem Stryjka z siwiutką brodą. Ubrany był w czarny habit, przepasany białym sznurem. Obok Stryjka zobaczyłem innego zakonnika we franciszkańskim habicie- brata Eligiusza Zarembę, który razem ze Stryjkiem przyjechał z Japonii. Byli też jacyś ludzie z japońskiej ambasady w Warszawie. Mama ceremonialnie przedstawiła mnie Stryjkowi i pozostałym gościom. Tak więc, po raz pierwszy w życiu zobaczyłem z bliska mojego Stryjka z egzotycznej Japonii. On bardzo czule się ze mną przywitał, przytulając mnie mocno do siebie. Poczułem się najszczęśliwszym młodzieńcem pod słońcem; a liczyłem wtedy 19 wiosenek. Niestety powitanie nie trwało zbyt długo, gdyż trzeba było wracać do pracy – wiadomo żniwa. Wieczorem dopiero rozpoczęła się biesiada, w której mogłem w pełni uczestniczyć. Stryjek bardzo dużo rozmawiał z nami, opowiadając o swojej misji w egzotycznej Japonii. Słuchałem wszystkiego z wielką ciekawością. Każdy chciał z nim porozmawiać, a osób w domu nazbierało się mnogo. Mimo późnej pory i widocznego zmęczenia kochany Stryjaszek nie odmawiał nikomu swoich refleksji. Tymczaem nastąpiły jakieś dziwne wybuchy – na co Stryjek zareagował pytając – czy to Amerykanie zrzucają bomby ?. Nie, nie, ktoś szybko odpowiedział – to tylko domowe wino, robione z chmielu z dodatkiem landrynek zostało źle zalakowane i na skutek fermentacji zaczęło poprostu strzelać. Strzelające wino było w smaku wyśmienite; degustowali się nim niemal wszyscy biesiadnicy. Strzelające wino najbardziej zaskoczyło osoby towarzyszące naszemu Stryjkowi.
Kolejne biesiady przeciągały się do póżna w nocy. W tych dniach nasz dom zaczął tętnić życiem. Odwiedzało nas bardzo wielu gości, którzy przychodzili tutaj nawet z bardzo odległych miejscowości. Każdy przybysz chciał zamienić ze Stryjkiem choćby parę zdań. Ja osobiscie nie byłem tym za bardzo zachwycony. Z młodzienczą zazdrością dziwiłem się temu, że Stryjek poświęca tyle czasu obcym ludziom; zamiast ze mną porozmawiać. Fakt, że w tym czasie byłem w domu najstarszy sprawił, że przypadł mi zaszczyt jechania furmanką wraz ze Strykiem i ciocią Helenką w odwiedziny do Olendrów, naszych kuzynów z Cupla. W czasie drogi nareszczie mogłem mieć Stryjka tylko dla siebie. On z wielkim przejęciem opowiadał o ciężkiej pracy z dziećmi i chorymi ludźmi po wybuchu bomby atomowej w Nagasaki i o życiu w Kraju Wschodzącego Słońca.
Pamiętam, że dostałem od Stryjka szkaplerz Matki Boskiej Niepokalanej, który mam do dziś. Otrzymałem też maskotkę- japońskiego samuraja z dużym mieczem. Stryjek powiedział, że samuraj będzie zawsze stawał w mojej obronie; oczywiście wiedziałem, że Zenon żartuje. Natomiast bardzo poważnie, Stryjek chciał mnie zabrać ze sobą do Japonii. Na początku nawet bardzo się ucieszyłem, ale po krótkiej refleksji żal mi się zrobiło mojej mamy i najmłodszej siostry Krystyny. Stryjek zrozumiał moją sytuację i nawet pochwalił mnie za rozsądną postawę, a w nagrodę pozwolił, bym pobawił się jego śmieszną brodą. Stryjek wspomniał, że jest mu żal, iż nie może się spotkać ze swoim bratem, a moim tatą, który wcześniej umarł. Powiedział wtedy, że niebawem się spotkają po tej drugiej stronie, w królestwie Chrystusa.
Pamiętam jak Stryjek zaskakiwał nas wszystkich swoją niesłychaną pamięcią. Bardzo szczegółową wiedzą o dawnych czasach, pamięcią nazwisk i miescowości oszołomił nawet miejscowego sołtysa- Władysława Zapadkę. Starszy brat Władysława Zapadki był serdecznym przyjacielem Stryjka w okresie jego młodości. Stryjaszek Zenon po 40 latach nieobecności w kraju i rodzinnych stronach doskonale pamiętał np. miedzę na rodzinnym polu- oddalonym od naszego domu o dobrych kilkanaście kilometrów. Dopytywał się o wielki kamień, który leżał przy naszej drodze. Wszystkich szokował doskonałą pamięcią; a przy tym bardzo pięknie mówił po polsku. Wszyscy podziwiali go, że po tylu latach poza ojczyzną nie zapomniał mowy praojców. Ja też byłem wówczas bardzo dumny z mojego Stryjka. Pamiętam, że każdy chciał dotknąć jego białej brody. Wtedy Stryjek żartując z uśmiechem na twarzy mówił, że jak każdy będzie chciał tej brody dotknąć, to on będzie musiał ją często prać i będzie wyglądał jak Koziołek Matołek z bajki dla dzieci. Stryjek miał zawsze pogodne usposobienie i lubił żartować. Pamiętał nawet jakieś polskie kawały; nieraz mówił też i japońskie. Nie pamiętam ile dokładnie czasu spędził Stryjek w naszym domu. Wiem tylko, że często był w rozjazdach, bo każdy chciał choćby na chwiilę gościć go u siebie. Każdy go zapraszał, a on oczywiscie odmówić nie mógł, mimo, że nieraz był naprawdę zmęczony.
Odjazd Stryjka z Polski też wyjątkowo utkwił w mojej pamięci. Wraz z moim kuzynem Staszkiem Żebrowskm i jego mamą byliśmy ze Stryjkiem w Niepokalanowie. Podziwialiśmy pierwszą drewnianą kaplicę, którą przed czterdziestu laty budował Stryjek Zenon. Ze wzruszeniem modliliśmy się przed figurką Niepokalanej, którą Stryjek postawił przy teresińskiej drodze, gdy powstawał polski Niepokalanów. Byliśmy też pod wielkim wrażeniem pięknego franciszkańskiego kościoła. Z wielkim zaciekawieniem zwiedzaliśmy Franciszkańską Ochotniczą Straż Pożarną i niektóre budynki klasztorne. Niepokalanów wywarł na mnie wrażenie małego, dobrze utrzymanego i samowystarczalnego miasteczka. Czułem się dumny z tego, że to właśnie mój Stryjek Zenon, czterdzieści lat temu, wraz z Ojcem Maksymilianem Kolbe kładł podwaliny pod ten największy na świecie franciszkański klasztor. Byłem też pod wrażeniem warszawskiego lotniska Okęcie. Wtedy to po raz pierwszy w życiu mogłem oglądąć z bliska olbrzymie samoloty, które zawsze podziwiałem tylko wysoko w powietrzu. Pożegnanie za Styjkiem było dla mnie bardzo bolesne. Nie mogłem zaakceptować faktu, że Stryjek musi już wracać do tak dalekiego kraju, że radość przebywania z nim na polskiej ziemi nieubłagalnie dobiega końca. Byłem bardzo wzruszony zbliżającym się rozstaniem na zawsze. By sprawić Stryjkowi radość nauczyłem się nawet kilku japońskich zwrotów. Smutek w sercu sprawił, że wszystko mieszało mi się teraz w głowie. Och, gdybym był czarodziejem… chwilami myślałem sobie, wówczas przedłużyłbym ten pobyt Stryjka choćby o kilka kolejnych lat. Niestety jednak musiałem zaakceptować twardą rzeczywistość i pogodzić się z losem. W końcowych minutach pożegnalnego spotkania na warszawskim Okęciu nie mogłem powstrzymać łez. Pamiętam jak Stryjek, głaszcząc moją głowę, pocieszał mnie i mówił- Jasiu nie płacz… Przy tym prosił mnie, bym modlił się za niego i jego sierotki w Japonii. Zapewniał też o swojej modlitwie za mnie i za całą rodzinę. Ze łzami w oczach wydukałem – do widzenia i sayonara. Nigdy nie zapomnę tamtych chwil mojego życia. Szkoda tylko, że nie mogę ich przeżyć raz jeszcze. Pozostanę zawsze dumny i bardzo szczęśliwy, że miałem tak wspaniałego Stryjka. Wiem, że on czuwa teraz nade mną i wspiera mnie w życiowych trudnościach. Wiem, że kiedyś znowu go spotkam i wówczas nikt nie przerwie szczęścia bycia razem ze Stryjkiem Zenonem.
Jan Żebrowski – bratanek Brata Zenona
Opole, kwiecień 2005