Wspomnienia o Stryjku Zenonie Żebrowskim

Był sierpień rok 1971. Stryjek po raz pierwszy po wyjeździe z Polski w roku 1930 powrócił na łono ojczystej ziemi. Rodzina Żebrowskich jest liczna i porozrzucana po całej Polsce. Stryjka z Japonii znaliśmy tylko z listów, fotografii i rodzinnych przekazów. Atmosfera oczekiwania na spotkanie Zenona w naszym domu była bardzo uroczysta. Robiliśmy generalne sprzątanie, tak jak na każde święta. Chcieliśmy jak najlepiej ugościć stryjka i towarzyszących mu gości. Poczyniono dodatkowe zakupy. Tego pamiętnego dnia po południu teściowa kupiła najlepszy schab w Myszyńcu, aby następnego dnia przygotować na obiad schabowe, ulubione danie Zenona.

W końcu, późnym popołudniem dotarli oczekiwani goście. Stryjkowi towarzyszył inny polski misjonarz w Japonii, brat Eligiusz Zaremba i franciszkański zakonnik z Niepokalanowa. Radości powitania w żaden sposób nie da się tu opisać. Potem rozmawialiśmy bardzo długo. My byliśmy bardzo ciekawi tego jak wygląda życie w zakonie, a zwłaszcza misyjna praca w egzotycznej i dalekiej Japonii. Stryjek Zenon mimo zmęczenia bardzo ciekawie i cierpliwie odpowiadał na każde pytanie. Uzupełniał go brat Eligiusz, który bardzo dużo mówił o pełnej poświęcenia pracy naszego stryjaszka i o jego ogromnej popularności w kraju Kwitnącej Wiśni. Zenon często obracał to wszystko w żart i mówił, że Eligiusz trochę przesadza. Od razu wytworzyła się serdeczna i rodzinna atmosfera. Potem stryjek z wielkim przejęciem opowiadał o japońskich sierotach, porzuconych dzieciach i cierpiących ludziach w Japonii, Wietnamie, Korei i nnych krajach, którym stara się pomagać. Wspominał, że bardzo często ci, którym wcześniej pomagał są już teraz dorosłymi ludźmi, mającymi własne rodziny. Ci ludzie, często już ze swoimi wnukami przyjeżdzają do franciszkanskich klasztorów jak do własnych domów, aby w duchu wdzięczności spędzić święta we franciszkańskiej rodzinie.

W atmosferze radości i zauroczenia gośćmi z Japonii przy sycie zastawionym stole spędziliśmy cały wieczór. Przed północą zmęczeni goście, a za nimi i domownicy udali się na spoczynek. Przepełniony żołądek i różnica czasu, a może też i emocje nie pozwoliły jednak zasnąć Zenonowi. Po długim czasie kręcenia się w łóżku stryjaszek postanowił udać sie na spacer pod gwieździstym niebem. Noc była tak piękna, a powietrze tak czyste, że Zenonowi nie śpieszyło sie do spania. W międzyczasie młodsza siostra mojego męża, grubo po północy wróciła do domu z dyskoteki. Będąc pewna, że zarówno goście jak i domownicy twardo już śpią zamknęła za sobą drzwi wejściowe na klucz. Po dość długim spacerze, mocno dotleniony i upojony świeżym powietrzem rodzinnych stron Zenon postanowił wrócić do domu, by udać się na zasłużony spoczynek. Niestety, ku swojemu zdziwieniu drzwi zastał zamkniete. Nie chciał budzić domowników. Przez mocne pukanie w okna postanowił jednak zbudzić swego kolegę Eligiusz, z którym dzielił sypialny pokój. Ten otworzył okno, ale nie był w stanie pokonać skomplikowanego zamka wejściowych dzwi. Zmęczonemu Zenonowi groziło więc spanie pod chmurką. Brat Eligiusz doradził mu jednak, aby spróbował wejść przez okno. Nie było wyjścia, bo lepiej wejść przez okno niż spać pod chmurką. W dodatku nie narażę się na poranne kpiny domowników – pomyślał Zenon. Nie było to łatwe zadanie, bo stryjek był dość gruby, a okno pokoju było wyjątkowo wysoko. Po kilku próbach, przy pomocy brata Eligiusza udało mu się wczołgać do środka przez okienny otwór. Zmęczony i dobrze dotleniony stryjek szybko zasnął. Snem niemowlęcia spał twardo i długo. Zbudzono go na późniejsze śniadanie. Po porannych modłach Zenon w towarzystwie brata Eligiusza zasiadł do bogatego śniadania. Oczywiście nie miał zamiaru dzielić się swoją przygodą z ostaniej nocy. Śniadanie się przeciągało, zwłaszcza, że domownicy znowu zadawali gościom z Japonii tysiące pytań, a oni z humorem na nie odpowiadali. W sielankowej atmosferze nikt nawet nie zauważył jak domowy pies zajął się w kuchni wybornym schabem przeznaczonym na uroczysty obiad. Dopiero po drugiej już kawie teściowa zauważyła zniknięcie mięsa. Z pewnym zażenowaniem oznajmiła, że niestety dziś nie będzie schabowych – ulubionego dania Zenona, którego nie jadł przez ponad 50 lat. On, aby pocieszyć gospodynię i aby rozładować atmosferę postanowił opowiedzieć swoją przygodę z ostatniej nocy. Wszyscy pękali ze śmiechu. Najbardziej śmiał się Zenon. Potem zgodnie uznano, że schabowe może godnie zastąpić ekologiczny kurczak i domowa kaczka nadziewana śliwkami. Stryjek humorystycznie i po franciszkańsku usprawiedliwił występek pieska mówiąc, że i jemu należy się trochę radości z powodu przyjazdu gości z dalekiej Japonii. W podziękowaniu piesek niemal przez cały czas przyjaźnie machał ogonem. Te śmieszne, ale autentyczne wydarzenia stryjek z humorem opowiadał przy każdej okazji różnych spotkań rodzinnych. Opowieści te zawsze wywoływały lawinę śmiechu rodzinnego grona.

Gdy stryjek był w Polsce, ja byłam niespełna 20 letnią mężatką, a nasz synek Mieciu miał tylko 2 miesiące. Zenon spoglądał na niego mówiąc: jaka szkoda, że jesteś taki malutki, bo wszyscy bedą mnie pamiętali, tylko ty nie będziesz stryjka pamiętał. Stryjek wiedział, że do Polski drugi raz już pewnie nie przyjedzie, więc żal mu było tego małego i chorowitego dziecka, że nie zapamięta go na żywo. Następnego dnia, w niedzielę po śniadaniu, wszyscy udaliśmy się na Mszę św. do kościoła w Myszyńcu. Tam po Mszy św.ludzie zaczepiali brata Zenona. Każdy chciał choćby przez chwilę z nim porozmawiać, uścisnąć jego dłoń. Niektórzy ofiarowali mu nawet jakieś grosze, by się za nich pomodlił. A kiedy zrobiło się luźniej cała rodzina ustawiła się do pamiątkowego zdjęcia, aby w ten sposób przedłużyć na zawsze te wspaniałe chwile rodzinnego spotkania. Po powrocie do domu Stryjek przypominał stare dzieje i swoje lata młodości spędzone w tych okolicach. My natomiast jak najwięcej chcieliśmy się dowiedzieć o Japonii, oraz o jego pracy w tym kraju. W jego opowiadaniach o biednych dzieciach i potrzebujących ludziach z dalekiej Japonii wyczuwało się dreszczyk emocji. Mówił, że bardzo cieszy się sukcesami swoich byłych podopieczynych. Pamiętam, że oczy miał takie przenikające, że samo jego spojrzenie promieniowało dobrocią. W wolnych chwilach brał nas na kolana – mnie i Mirka, młodszego brata mojego męża Mietka. Ja miałam wtedy 20 lat. Mówił do mnie- ty jesteś młodą matką, ale masz dobre serce, módl się i odmawiaj różaniec. Pamiętam, kiedy miał odjeżdzać wziął mnie na kolana i dał mi w prezencie franciszkańską koronkę . Chyba wiedział i przeczuwał, że ona przyda mi się w życiu najbardziej. Modliłam się na niej do 2003 roku, ale przez te lata rozpadł mi się krzyżyk i leży teraz jako cenna pamiątka od mojego drogiego stryjka. W czasie pobytu Zenona jako młoda mężatka byłam czasmi zawstydzona; nie wiedziałam jak się prawidłowo odezwać, o co zapytać, lecz w sercu czułam radość i cieszyłam się, że mam szczęście przebywać wsród tak wspaniałych gości. W tamtych czasach kapłan czy zakonnik był dla ludzi wielką świętością. Jako dzieci w naszym domu zawsze całowaliśmy kapłana w rękę, gdy ten przychodził do nas na kolędę, Stryjek jak wiadomo bardzo kochał dzieci. Tak też myślę, że i mnie traktował jako dziecko mimo, że miałam 20 lat. Pamiętam, że wziął mnie na kolana, pogłaskał po włosach, powiedział coś miłego i pocieszał, gdy ja martwiłam się chorobą mojego synka. Pamietam jak humorystcznie mówił, że ma rzadką brodę, bo jak wyjeżdzał z Japonii, to każde dziecko z sierocińca wyrwało jeden włosek na pamiątkę. Czuło się, że stryjek tęsknił za dziećmi, które pozostawił w Japonii, dlatego ciągle o nich rozmawiał. Na pytania czy nie mógłby pozostać w Polsce, Zenon odpowiadał, że już się przyzwyczaił do tamtego słońca, a i oczy mu się upodobniły do oczu Japończyków. Tam czekają na niego japońskie dzieci – mówił. Teraz go rozumiem – bo każda sercem kochająca matka, swoje dzieci kocha najbardziej na świecie. Stryjek musiał mieć wielkie serce, że kochał te dzieci nade wszystko. Te niezapomniane spotkania z nim pozostaną na zawsze w moim sercu i w mojej pamięci. Szkoda tylko, że czasu tego nie da się zatrzymać.

Maria Żebrowska